przez Semmko » Wt kwi 14, 2009 12:19 am
Wielu z nas darzy niezwykłym sentymentem stare kreskówki. Ja także. Wydawałoby się, że lista taka, jaką przedstawił Kaczeniec, nie będzie nadmiernie ekscytująca, bo przecież można byłoby ją stworzyć w miarę łatwo samodzielnie (wyłącznie dla siebie), gdyby było to dla kogoś ważne. A jednak, okazuje się, że zwłaszcza dla tych osób, dla których kreskówki Disneya wiele znaczyły (dla wszystkich nagrywających na wspaniałe kasety VHS, oczekujących z napięciem na odpowiednią godzinę), lista ta przywołuje coś więcej, niż tylko wspomnienia wrażeń jakie dane serie wywarły, albo konkretną treść poszczególnych odcinków.
Należę do pokolenia (oczywiście to słowa na wyrost), które może pierwszej serii „Kaczych Opowieści” nie oglądało całkiem świadomie, ale drugą już na pewno. W bardzo interesujący sposób można „sprawdzić samego siebie” – przychodzą na myśl wszystkie momenty ‘zadziwienia’ (refleksji), wprowadzające, ogólnie mówiąc, nowe sposoby myślenia; były to unikalne momenty, sądzę że bez tych kreskówek w ogóle by nie nastąpiły (nie w tamtym czasie, nie w takiej formie). Można prześledzić własne etapy rozwoju i odnieść je do konkretnych lat. Jest to coś wspaniałego.
Wracając do tematu VHS. W tamtych czasach (nie dość, że jest to zeszłe stulecie, to także zeszłe tysiąclecie) w stosunkowo niewielu domach pojawiło się urządzenie (czy używając bardzo modnego swego czasu w KD terminu: ustrojstwo) takie jak magnetowid. Amatorzy kreskówek mieli raczej małą możliwość obsługi takiego sprzętu, stąd należą się wielkie podziękowania dla wszystkich tych, dzięki którym odpowiednie ‘bajki’ zostały utrwalone, czyli przede wszystkim dla rodziców. Później wielokrotnie wracałem do tych nagrań, odtwarzałem je tak długo, że dzisiaj, choć ich jakość znacznie podupadła, to porównując ją z tym, co przynosi Internet, muszę stwierdzić, że zapamiętałem je dokładnie, w pierwotnej, najlepszej formie. Jest jeszcze jedna szczególna zaleta korzystania (wtedy) z magnetowidu – dzisiaj mogę być pewny jakie kreskówki oglądałem, gdy miałem bardzo mało lat.
Zastanawiałem się często na ile ocena np. poszczególnych serii „bajek Disneya” jest subiektywna. Pamiętam, że oglądając „Szmergla” czułem się już wytrawnym znawcą, a kolejne serie (nowych ‘bajek’) rzadko oceniałem jako choćby dorównujące poprzednim. Należy przyznać, że każda z nich posiadała swój własny urok, ale nie każda była w takim samym stopniu wartościowa. Trzeba także pamiętać, że na ocenę ma też wpływ stan emocjonalny, jaki towarzyszył widzowi podczas pierwszej (kolejnych) projekcji. Mimo tego jednak trudno mi uznać, że pojawił się lepszy (pod względem jakości scenariusza i koncepcji artystycznej) filmik, niż pierwszy odcinek serii „Super Baloo”.
Podobnie rzecz się ma z komiksami. Teraz patrzę na nie inaczej, niż jeszcze kilka lat temu; przeglądam je szybciej, mniej uważnie, co gorsza, dzieje się tak nawet z najnowszymi pozycjami. Zastanawiam się, czy ma to związek z tym, że już parę lat minęło, czy z faktem, że już się sporo ‘napatrzyłem’, a może z tym, że nadszedł czas na „poważne zajęcia i brak czasu”. Ostatecznie nie warto na siłę dopatrywać się w komiksach czegoś, czego być może już tam nie ma. Czyżby miały się one okazać niewiele znaczącym (pustym), tymczasowym lekarstwem na dziecinne wszędobylstwo? A może porzucenie „dziecinności” oznaczałoby utratę zapału...
Powracanie do dawnych przeżyć jest cenne, ponieważ pomaga wyjść z ‘zasiedzenia’ (przynajmniej z tego powodu), uświadamia dawne zaangażowanie i otwiera drogę otwartości umysłu, do której trudno dojść w inny sposób. W moim przypadku, a jak widać nie tylko w moim, dużą rolę odgrywały i odgrywają nadal, choć dzisiaj już w inny sposób, serie „bajek Disneya”, a ostatecznie listy takie jak Kaczeńca, które kierują myśli ku temu, co z tychże ‘bajek’ pozostało w pamięci. Korzystajmy z pokładu tych wspaniałych rzeczy, zamkniętych, ale tym samym utrwalonych we wspomnieniach!