Wydaje mi się (choć to tylko przeczucie, nie mam faktów na poparcie tego twierdzenia), że zmiany które dotykają KD (i jeszcze dotkną) zostały dzięki panu Grzegorzowi przynajmniej choć trochę odłożone w czasie. Odnoszę też wrażenie, że dzięki kontaktowi z redakcją dział Komiksy na forum przeżywał swój "złoty wiek" - za to wszystko serdecznie dziękujemy.
Symbolicznie zamykamy pewną erę, która de facto skończyła się półtorej roku temu gdy autonomia w doborze historyjek została drastycznie ograniczona. Zobaczymy czy wymiana redaktora naczelnego spowoduje jakieś zmiany w samym piśmie (w co raczej wątpię).
Scarpomaniak napisał(a):Ja jednak liczę na panią Wielądek, że nie będzie drugą panią Maciocha, kiedy ona była redaktorem KD komiksy leciały po kolei jak w Danii, jedynym dobrym wspomnieniem związanym z nią jest wydanie "Wydań Specjalnych".
Praktycznie każde wydanie specjalne włączając pierwszą serię KzK związane jest z panią Maciochą - więc może i "jedyne" ale za to jakie wspomnienie

Co do zmierzchu prasy papierowej - coś jest na rzeczy, przyszłość disneyowskich komiksów (raczej kolekcji i po angielsku) moim zdaniem kryje się w inicjatywach takich jak niedawno zakończona akcja The Don Rosa Classics: Deluxe Edition - jesli uda się tylko uporać z licencjami.
lis napisał(a):Horacego z rzędem temu, kto jest w stanie wymienić jedną historyjkę z "uniwersum leśnego" (Mały Wilczek, Królik Spryciula, Chip i Dale, Wiedźma Mim itp. itd.), która zapadła mu w pamięć i do której chętnie wraca. Te postacie mają za mały potencjał dramaturgiczny, żeby zdolni scenarzyści poświęcali im swój czas. Ew. publikacje miałyby więc bardziej charakter edukacyjny (przedmiot: Historia komiksu disnejowskiego) niż rozrywkowy. Jeśli już coś drukować z ich udziałem, to bardzo rzadko i tylko przy sprzyjającej koniunkcji planet. I oczywiście tylko kosztem poślednich historii kaczych lub mysich.
100% racji - według mnie należałoby wręcz skupić się na najpopularniejszej postaci - którą raczej jest Sknerus i może jakoś wykorzystać nadchodzącą okrągłą rocznicę jego "urodzin". Pamiętam z własnego doświadczenia, że wszelkie "nie-kacze" i "nie-mysie" historyjki po prostu omijałem, bo ich poziom był bardzo słaby. Pojawienie się ich ponownie teraz równałoby się wykonaniu seppuku.
lis napisał(a):Jeśli już miałbym szukać w "erze Rutkego" czegoś, co mi się nie podobało, byłby to sposób prezentacji komiksów wieloczęściowych. Brak rzeczywistego cliffhangera znacznie obniżał napięcie, które starali się zbudować ich autorzy, nie mówiąc już o tym, że nie ma lepszego sposobu na zachęcenie czytelnika do sięgnięcia po kolejny numer niż zawieszenie narracji w dramatycznym momencie. Dowodem na to, że czytelnicy lubią takie rozwiązanie jest sukces DoubleDucka (choć niesprawiedliwością byłoby twierdzenie, że to jedyny atut tej serii), ale wiem to również z własnego doświadczenia, w pamięci mając chociażby tę znakomitą historyjkę. Albo tę.
Wciąż czekając na drugą część tej historyjki jestem przeciwko wydawaniu ich w częściach, zwłaszcza gdy trzeba czekać 2 tygodnie na nowy numer. Lepiej byłoby wykorzystać komiksowe "seriale" z zaznaczeniem, że w kolejnym numerze będzie dalszy ciąg: Millennium Orb, Mythos Island, Myshboor czy nawet The Universal Solvent, Black Knight i The Black Knight Glorps Again Rosy. Sporo z tych historii zostało już wydanych ale jeśli ma to pomóc w sprzedaży - to czemu nie? Patrząc z perspektywy czasu, wydaje mi się, że lepszym marketingowo rozwiązaniem byłoby wydanie Życia i Czasów... właśnie w częściach a nie w jednym tomie.
Brakuje mi też zachęty do zainteresowania się komiksami - teraz mamy internet i informacje w zasięgu ręki ale kiedyś każdą informację w KD o autorach, notka z KzK III (2001), notki o postaciach (z okazji któregoś okrągłego numeru pojawiły się krótkie opisy: w którym roku postać zadebiutowała, kto był autorem itp) były przeze mnie wyczekiwane jak deszcz na pustyni.
Możemy tak siedzieć, biadać, debatować - na chwilę obecną najważniejsze wydaje mi się nawiązanie kontaktu z panią Wielądek.