Niespełna tydzień temu, 11 sierpnia, w wieku 63 lat odszedł Robin Williams. Znany głównie jako aktor komediowy oraz stand-uper. W swoim dorobku zgromadził ponad 100 tytułów zarówno filmów pełnometrażowych, jak i programów telewizyjnych. By wymienić tylko, znane chyba każdemu, Jumanji oraz Panią Doubtfire.
Od siebie dodałbym, że reprezentował trzy szczególne cechy - był charakterystyczny (typowy, ale nie stereotypowy), charyzmatyczny oraz ludzki (amerykański humanizm liberalny). To jest definicja wspaniałości lat 90., której z pewnością był jednym z filarów obok takich postaci jak Michael Jackson (pożegnany przez nas kilka lat temu - również zmarł w kontrowersyjnych okolicznościach) czy Tom Hanks. Człowiek zdecydowanie z naszej bajki. Wręcz dosłownie, ponieważ swego czasu użyczył głosu postaci Dżinna w klasyku disnejowskim pt. Aladyn.
Poważne przyjęcie w swoim życiu wartości, wyrażanych i promowanych przez wspaniałość lat 90., jest sprawą co najmniej dyskusyjną. Ale w ich pięknie człowiek zatapia się całkowicie. I, psiakrew, leczą go.