Na początek trzy fakty:
– gdy obejrzałem filmik drugi raz, spodobał mi się bardziej
– głos Exterminatorowi podkłada Jim Carrey
– gdyby to była czyjaś praca dyplomowa, to oczywiście zasługiwałaby na 6.0
(Co do faktu pierwszego – wiadomo powszechnie, że rzeczy, które już znamy, podobają nam się bardziej. Ale okazuje się, podobno, że jest to nie tylko kwestia reakcji psychicznej, ale również zmian na poziomie fizjologicznym w mózgu. Przynajmniej w przypadku wielokrotnego powtarzania danych treści.)
Zasadniczo slapstick jako rodzaj komedii sam w sobie chyba nie jest zły. Problematyczny z perspektywy odbiorcy staje się dopiero wtedy, gdy wprowadza się do niego mniejszy lub większy poziom cwaniactwa, o którym pisałem w poprzednim poście. Klasyczne krótkometrażówki disnejowskie zawierają wiele elementów przerysowanych czy wyolbrzymionych, a nie przeszkadza nam to, przeciwnie, uważamy to raczej za ich cechę wyróżniającą, pozytywną, charakterystyczną. Charakterystyczną dla rodzaju – krótkich, zabawnych filmów animowanych. Ale spod znaku Disneya, ponieważ im dalej od niego, tym mniej przyjazne i miłe (autentycznie zabawne) są te produkcje. I to jest jeden z powodów, dla których siedzimy tu, a nie na forum jakiejś innej wytwórni.

Slapstick zapewnia dynamikę i zwroty akcji. To jest ważne dla najmłodszych odbiorców. Ponadto posługuje się niedorzecznością, która może wręcz bawić. W to właśnie celuje Maciek (sceny, które
są tak absurdalne, że aż śmieszne), dlatego słusznie z jego twórczością to skojarzyłeś.
W gruncie rzeczy temat jest poważny, bo nie chodzi tu wyłącznie o rodzaj komedii, ale o ludzkie wnętrze. Chorobą zawodową komików są problemy psychiczne (depresje, uzależnienia, samotność, a czasem coś gorszego). To już nie są żarty. Dlatego ja osobiście odrzucam pewien rodzaj rozrywki czy humoru na rzecz czegoś innego. Takie filmy, jak
Pocahontas czy
Król Lew mnie leczą, a takie, w których występuje np. Jim Carrey raczej popychają w złą stronę. Z całym szacunkiem dla niego jako człowieka, doceniając jego dokonania aktorskie i profesjonalizm (czy wręcz kunszt) oraz oczywiście nie umniejszając niczego wspaniałemu filmowi z jego udziałem pod tytułem
Maska.
Poziom wykonania
The Itsy Bitsy Spider jest wysoki, gagi, jak na rodzaj stylistyki, stosowne i trafiające (np. scena, w której nauczycielka gry na fortepianie wyjmuje z szafy broń i przyłącza się do Exterminatora). Całość zręcznie utrzymana w konwencji slapsticku. Ale duszy czemuś takiemu nigdy nie oddam.