Literatura powinna pełnić ważniejsze funkcje; powinna prowadzić dyskurs z widzianą przez nas rzeczywistością, przynajmniej komentować ją, jeśli nie wymierzać jej sprawiedliwość (odsyłam do "Listu do Juliana Stryjkowskiego" ze tomiku szkiców J.J. Szczepańskiego "Przed nieznanym trybunałem"). A jak jest teraz naprawdę? Użyłeś słowa "rozrywka". Tymczasem mi się wydaje, że to zjawisko złożone i ludzie, którzy czytają pozycje powiązane z lifestylem, biografie celebrytów i wszystko co oznacza się teraz jako "literaturę kobiecą" są tak samo głodni świata i kontaktu z książką, jak ci wybierający lektury "z górnej półki". Ponadto, co pewnie zauważyłeś, często w dzisiejszych czasach używa się plotki jako budulca sensacji; myślę, że ludzie którzy te plotki jakoś szczególnie przeżywają mają potrzebę ich potwierdzenia, mimo wszystko chcą poszerzyć swój obraz - stąd taka wysoka sprzedaż m.in. autobiografii Wałęsowej, "Kobiet dyktatorów", itd.
Dominujące pozycje na rynku na pewno potrafią poruszyć swojego docelowego odbiorcę, zaskoczyć jakąś przyswajalną mądrością, ale mam nadzieję, że jeszcze nie myślisz, że biorę je w obronę. Nie, po prostu wiem, że do niektórych więcej nie dotrze i więcej dobrego zrobi im czytanie biografii gwiazdy niż Tatarkiewicza. Plotka, jak ktoś to ładnie określił, jest swoistym narzędziem transmisji społecznej w kulturze chłopskiej, zwłaszcza w przekazie ustnym. Smutno widzieć ją wśród potrzeb jakie są obecnie motorem sprzedaży książek. Ludzie nie muszą silić się, by doznać jakiejś przemiany po lekturze ambitnego dzieła, w dzisiejszych czasach po prostu idą na łatwiznę.
Druga sprawa to audiobooki. Jako osoba, która nauczyła się czytać na "Kubusiu Puchatku" śledząc głos Ireny Kwiatkowskiej, uważam że audiobook nie jest książką, a interpretacją książki w wydaniu lektora. Głos ma zupełnie inny wpływ na człowieka niż własna lektura. Ale niektórzy uznają, że to recepta na poprawienie czytelnictwa, przynajmniej w naszym kraju. Nie możemy mówić o jakimkolwiek podejściu do tego problemu, jeśli z czytelników robi się hermetyczne środowisko (chociażby przez zakładanie stron w stylu lubimyczytac.pl), które ma jakieś specjalne przywileje (akcja z "chodzeniem do łóżka").
Jeśli mam udzielić jednoznacznej odpowiedzi, mogę jedynie powiedzieć że
lektura powinna być rozrywką, z której człowiek może czerpać jakieś korzyści. Możemy tylko ubolewać, że literatura nie popycha dziś do przodu rasy ludzkiej, bo ta rola została jej odebrana przez wszelkie nośniki informacji lifestyle'owej.
Pozwolę sobie wrócić jeszcze do problemu czytelnictwa. Młodzi niechętnie sięgają po książkę, bo barierę stanowi dla nich wejście w jej świat, przedzieranie się przez narrację, która wymaga uzmysłowienia sobie niektórych rzeczy i czujności od czytelnika. W przypadku gier komputerowych jest inaczej, gdyż tam tworzy się iluzję, że gracz ma jakieś panowanie nad biegiem historii. W przypadku filmu dostaje wizję, więc nie musi się wysilać.
Wreszcie mogę zacytować mojego ulubionego ostatnio autora - Antoniego Gołubiewa.
Literatura porusza najważniejsze problemy współczesnego i dawniejszego życia, angażuje się w sprawy filozoficzne, religijne, społeczne, polityczne, moralne, nie mówi jednak o nich wprost, lecz ukazuje ich uwikłanie w losy ludzkie przy pomocy obrazu i metafory, w splotach najpowszechniejszych przypadłości. Jakże płasko brzmi język powieści w przekładzie na język dyskursywny, bez blasku i polotu poezji, odarty z muzyki zdań, obnażony, najczęściej uproszczony! Ileż to razy oducza się sztuki czytania arcydzieł literackich tropiąc zawzięcie wszystkie "myśli przewodnie", "tła społeczne", "momenty wychowawcze", każąc młodym, niewyrobionym ludziom pisać schematyczne charakterystyki bohaterów, formułować "swoimi słowami" opisy przyrody czy typowe dla epoki motywy w twórczości pisarzy. Tego rodzaju wiwisekcji żaden utwór nie zdoła wytrzymać, a cóż dopiero mówić, gdy każe się jej dokonać uczącej się młodzieży, która jeszcze nie ma pojęcia o pośredniej mowie sztuki.Mamy tu naświetlone dwa problemy. Otóż w dzisiejszych czasach niemile widziane są obraz i metafora, a ceniony jest przekaz wprost, tworzący wrażenie obiektywnej prawdy, którą ludzie broniący się w błysku fleszy często używają jako tarczy. Wyjaśnia to popularność literatury faktu. Ona jest zwyczajnie bliżej przeciętnego obywatela (ale nie czytelnika!). Na przykład, matkom wielodzietnym nie przelewało się za komuny, okazuje się że Wałęsowej tak samo - szok, jak to możliwe?!
Problem drugi to lektury szkolne, często wpajane, a właściwie wklepywane, na siłę, tym jednostkom, które nie wyrażają nimi żadnego zainteresowania, bo żyją w swoim własnym świecie - sporcie, grach, itp. Te osoby trzeba uświadomić o podstawowych związkach i zależnościach kulturowych i odpowiednio tłumaczyć im, że nie będą całe życie zamknięci w swoim małym uniwersum, a będą egzystować w świecie, gdzie ta kultura mimo wszystko rządzi. Zwyczajnie ku wzrostowi świadomości narodu, żeby pozostał im w głowie po tych lekturach jakiś osad, w przeciwieństwie do
tego pana.
Gratuluję wyboru kierunku i mam nadzieję, że nie będziesz żałował.
*
romansowałem z filozofią poprzez książki Ingardena, Bocheńskiego i "Ziemię Ulro" Miłosza.
Ingarden ("Książeczka o człowieku") czeka na mnie na półce, ale znam pisma Bocheńskiego i mogę polecić wszystkim "Zarys historii filozofii" i esej
"ABC tomizmu". Pozwolę sobie zalinkować bezpośrednio do strony wydawnictwa, bo prac o. Innocentego Marii nie znajdziecie w każdej księgarni -
KLIK. Z "Zarysu historii filozofii" widać że autor ma umiejętności dydaktyczne, umie tłumaczyć rzeczy zwięźle i od podstaw, dlatego też zamierzam sięgnąć po jego inne dzieła (szczególnie interesują mnie "Współczesne metody myślenia" i praca "Sens życia"). Wiedzę dobrze porządkuje również "Historia filozofii" Tatarkiewicza, ale nie da się jej czytać bez zachwytu nad użytym językiem i stylem.

Obecnie czytam głównie autorów powiązanych ze środowiskiem "Tygodnika Powszechnego" z pierwszych lat powojnia - wspomnianego już Gołubiewa, Hannę Malewską, Szczepańskiego, Zygmunta Kubiaka ("Nowy brewiarz Europejczyka"), ale i Tyrmanda.
Bikiniarz Tyrmand pisze uwodzicielsko i celnie udaje mu się komentować rzeczywistość czasów stalinowskich. "Zły" zaspokoił moją potrzebę przeczytania
kilku kryminałów. Jeśli chcecie zagłębić się w Warszawkę i autora, by lepiej zrozumieć tło, polecam najpierw przeczytać dziennik Tyrmanda, gdzie można znaleźć ciekawe spostrzeżenia i wnioski na temat ustroju - aż nie chce się wierzyć, że powstały one już wtedy. Niemniej, inteligencję Lolka często się kwestionuje. Ważność jego postawy nieźle obronił... Jarosław Gowin w
miesięczniku "Znak".
Miesięcznik "Znak" to jednak dzieło życia Hanny Malewskiej. Nie będę jednak rozwodzić się o publicystyce, bo to ciągle temat o książkach; pani Hania poza redagowaniem zajmowała się również przekuwaniem historii w literaturę (jak to kiedyś nazwał swoje zajęcie Teodor Parnicki). Przeczytałem
niedawno wznowioną "Opowieść o Siedmiu Mędrcach" jej autorstwa. Za sprawą konstrukcji, jakie zastosowała w stylu narracji odnosi się wrażenie rzeczywistego obcowania z Grekami z epoki przedklasycznej. Dążenie do mądrości - jakby nie było, dzieła mędrców - uświadamia, że potrzebujemy jej na co dzień. Lektura wymaga dużego skupienia, dlatego wszystkim pragnącym kontaktu z dziełem Malewskiej zalecam wyposażenie się w cierpliwość. Wydawnictwo Znak szykuje kolejne wydania jej dawno niedrukowanych książek.
Ponadto, ostatnio wchłonąłem m.in. "Rękopis znaleziony w Saragossie", "Niebo w płomieniach" Parandowskiego (i "Dzień Jana" - wspomnienia jego żony), scenariusze "Radiokroniki Decybel" Jerzego Dobrowolskiego, autobiografię Kieślowskiego (spisaną z rozmów, ale może to i lepiej, bo K.K. umiał
mówić), wyrywkowo "Wyznania" św. Augustyna, "Wyznania" Rousseau (niesamowicie wylewny człowiek).
Do skończenia w najbliższym czasie: felietony Słonimskiego (tomik "O dzieciach, wariatach i grafomanach"; dużo śmiechu

), "Przemija postać świata" Malewskiej, "The Life of the Mind" Hanny Arendt (trudno o jakieś krótkie podsumowanie, są to właściwie dzieje i drogi myśli; w Polsce wydane w dwóch tomach, "Myślenie" i "Wola"). Do tego codziennie wracam do dziennika Henryka Elzenberga ("Kłopot z istnieniem") będącym niesamowitym zbiorem myśli (przystępnie sformułowanych) filozofa, który hołdował wielkim wartościom i poniekąd wpłynął na kształt światopoglądu Herberta.
Pahan napisał(a):Pierwsza, pełna ciekawych anegdot (zwłaszcza dla fanów muzyki), zdjęć i fantastycznego poczucia humoru z jakiego pan Wojciech [Mann] jest szeroko znany.
Na stronie Znaku na facebooku pojawiła się wzmianka o nowej książce pana Manna, która ma się ukazać jesienią. Nie podano jeszcze żadnych szczegółów. Mam nadzieję, że to będzie coś związanego z radiem - profesji, w której W.M. sprawuje się najlepiej. Nie zdziwiłbym się, gdyby stała za tym dyrektor Jethon, która dla uczczenia 50-lecia Programu Trzeciego realizuje odlotowe pomysły wysyłając swoich dziennikarzy na
odważne misje.
Skoro mówimy o W.M. i książkach -
"Scenki z literatury" z ZCDCP