Tak się złożyło, że przed weekendem, w czasie trwania którego WDCmaniak wystosował swój apel, stworzyłem zrąb wiadomości, w jakiej próbowałem odnieść się, nie pierwszy, zresztą, raz, do tego samego problemu, który tkwi u podstaw dyskusji w tym temacie (miała jednakże trafić do
wiadomego działu). Nie przedstawię go, ponieważ nieco się zdezaktualizował, co najmniej w dwóch aspektach, dość bezsilnie też obrazował moje, zrozumiałe, chyba, rozgoryczenie. Zacytuję jednak najbardziej stanowczy fragment, podtrzymując wyrażony w nim sąd:
Semmko napisał(a):Mogę jednak już teraz stwierdzić, że będę się starał jak najskrupulatniej o możliwie najbardziej rygorystyczny zapis, obligujący, jeśli zajdzie taka konieczność, do zamknięcia tematów, edycji lub usunięcia postów, karania użytkowników (jeśli, przykładowo, umieszczaliby zakazane hiperłącza w swoich profilach, stopkach/podpisach itp.) etc.
Dziedzina regulacji formalnych DisneyPolski! to duży i dotychczas mało zagospodarowany obszar, jednakże bardzo wymagający. Jego eksploracja wymusza określenie (ujednolicenie) charakteru DP!, wraz z wszelkimi wewnętrznymi normami i zasadami funkcjonowania, umiejscowienie jej w przestrzeni społecznej (poprzez wskazanie celu swojego istnienia oraz grupy docelowej) i prawnej (jako serwisu internetowego / platformy komunikacyjnej, ale również instytucji, umożliwiającej realizację poważniejszych zadań), a także wykonanie wielu drobnych, lecz bardzo ważnych czynności usprawniających działanie jej i dzięki niej. Trudno dzisiaj prognozować dalsze, prawdopodobnie nie mniej trwożące, konieczne przedsięwzięcia.
To poważne słowa lecz, co typowe dla odważnych, a niekiedy marzycielskich w pewnym stopniu, propozycji, ich zasadność zależy od aktywności oraz zaangażowania twórców (do grona których może należeć każdy użytkownik). Okazuje się, że praca, zarysowana, przedstawionymi przeze mnie, wytycznymi, trwałaby wiele miesięcy, a nawet lat (w wyniku m.in. konieczności uzyskania efektów, które jeszcze nigdzie i przez nikogo nie zostały osiągnięte), więc póki oficjalnie ta droga nie zostanie obrana, zmuszeni jesteśmy projektować wszelkie udoskonalenia jako, z założenia, doraźne. Wadą tego rozwiązania jest uciążliwość, wynikająca z częstych zmian, zaletą natomiast względna szybkość i prostota ich wprowadzania.
WDCmaniak napisał(a):Regulamin forum wydaje się być zdezaktualizowany, ale wszystko kryje się tak naprawdę pod odnośnikiem do wikipedii na słowie "netykieta"
Klikamy i czytamy
Szczególnie nie należy publikować w Internecie niezgodnych z prawem treści zdefiniowanych w różnych ustawach, które wymieniono poniżej. [...]
przyczyniają się do łamania praw autorskich lub naruszają prawa autorskie i licencje podmiotów trzecich. (Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 4 lutego 1994r.);
Rzeczywiście pojęcie
Netykiety jest tu kluczowe, niemniej pamiętać należy, że nie stanowi ona skodyfikowanego zbioru zasad postępowania, a cytowany fragment dotyczyć może co najwyżej treści z serwerów, znajdujących się na terytorium RP (jak wiemy, serwer DisneyPolski! położony jest w Niemczech, a mógłby być, przecież, na Sealandii).
WDCmaniak napisał(a):(...) z racji, że (niestety nie posiadam danych statystycznych) osoby grupy wiekowej 9-14, stanowiących, z tego co widzę obecnie większa część naszej społecznosci ignorują odnośniki zewnętrzne (...)
lis napisał(a):Ale nikt chyba poważnie nie mógłby myśleć o wprowadzeniu dolnego limitu wieku i pozbawieniu możliwości uczestniczenia w dyskusji grupy, co by nie mówić, docelowej, prawda? Pomijając już, że to po prostu bardzo niesprawiedliwe uproszczenie.
Jest to, chyba, dobry moment, aby pokazać, jak wielką korzyść można byłoby uzyskać z realizacji moich pierwotnych propozycji (oczywiście nie wykluczam poprawek, przeciwnie!), choć te mogą wydawać się nieadekwatne lub pretensjonalne, a już z pewnością nieekonomiczne. Napisałem o potrzebie wskazania grupy docelowej wprost, ponieważ nigdy w dostateczny sposób nie została określona, co ma swoje przykre konsekwencje. Rozumiem Mateuszu, że chciałeś, aby DP! otwarta była dla wszystkich fanów Disneya, zwłaszcza tych, do jakich kierowane są najpowszechniejsze produkty tej marki, jednak tkwi tu pewna dość nieoczywista sprzeczność. Sprowadza się do tego, że forum (medium) DisneyPolska!,
z natury swojej przeznaczone jest dla osób, które o twórczości disnejowskiej chciałyby
konstruktywnie porozmawiać (działać). To apriorycznie wyklucza z tej grupy w szczególności ludzi nastawionych głównie na konsumpcję i zasadniczo poprzestających na niej. Ostrzegam przed pochopnym wartościowaniem; prawdopodobnie każdy, kto dziś uważa siebie za prawdziwego miłośnika i znawcę, przykładowo, Disneya, do dziesiątego roku życia był i czuł się doskonale zadomowionym pośród niemych odbiorców sztuki popularnej wielkiego świata. Kiedy DP! powstawała, zasilana była młodzieżą z przedziału wiekowego, którego dolna granica stanowi (w przybliżeniu) górną tego, jaki został podany przez WDCmaniaka. Podejrzewam, że choćby pobieżna analiza rodzaju aktywności fanów, pochodzących z krajów innych niż Polska, na tle [nie tylko] ich wieku wykazałaby, że znaczący głos zabierają jedynie najbardziej zaangażowani, a utrzymują go dłużej tylko pasjonaci. Może się to wydawać paradoksalnym, ponieważ tak duże przedsiębiorstwo z branży rozrywkowej, jak TWDC, powinno mieć rzeszę prężnie działających i nie związanych z nim formalnie zwolenników; tak się przynajmniej dzieje w przypadku wielu innych, nierzadko mniejszych firm. Decydująca jest tu specyfika przedmiotu oferty.
Innymi słowy, determinowany obiektywnymi uwarunkowaniami target DP! (i podobnych witryn) nie jest tożsamy z targetem Disneya, choć, przechodząc na grunt teoriomnogościowy, zbiory te łączy silna zależność (zewnętrzna), której rozpoznanie ma jednak charakter głównie aposterioryczny.
WDCmaniak napisał(a):Odwolujac sie rowniez do dwoch postow obecnych adminow
klik klik składam otwarty wniosek o oficjalne zdefiniowanie, jaki forum DisneyPolska ma stosunek do ograniczeń prawnych wynikających z netykiety, oraz, ku przejrzystości, o umieszczenie tego stanowiska w tekście regulaminu forum (...)
lis napisał(a):Regulamin więc zmienię, opierając się na dotychczasowych sugestiach (tych mądrych), będę bardzo wdzięczny za kolejne (też mądre). To nasze wspólne forum, więc i regulamin winien być naszym wspólnym dzieckiem (najlepiej mądrym).
Skoro wybieramy drogę doraźnego udoskonalania, powinniśmy skupić się na bieżących problemach. Należy ogłosić (bardziej przyjaznym językiem), że DisneyPolska! podąża za najwznioślejszymi osiągnięciami w dziedzinie prawa autorskiego i w każdym, dotyczącym jej oraz tej kwestii, przypadku wyznaczone osoby (kadra zarządzająca) podejmą odpowiednie działania, jeśli będzie to uzasadnione. Proponuję także wprowadzić wewnętrzną regułę ścisłej realizacji tego postanowienia (taki nasz
program zero tolerancji), inaczej zmiana stanie się fikcyjną.
Założenie główne (zapobiegawcze):Użytkownik nie może publikować w jakiejkolwiek formie (post, podpis itp.) treści, naruszających prawa autorskie. Względem hiperłączy oznacza to zakaz publikowania informacji prowadzących, relatywnie, wprost (linków lub ich ekwiwalentu), w skrócie IPrW, do: (1) chronionych materiałów, (2) stron zawierających je lub IPrW, oraz (3) serwisów, na których znajdują się IPrW do witryn o zawartości, składającej się z tych materiałów bądź wskazującej na nie poprzez umieszczone tam IPrW.
Założenie pomocnicze (naprawcze):Wszystkie posty, tematy i profile (ewentualnie inne jeszcze elementy forum), które nie spełniają wymogów
założenia głównego, muszą zostać edytowane lub usunięte. Wszystkie tematy, których cel wiązał się bezpośrednio z działaniami sprzecznymi z warunkami
założenia głównego muszą zostać zamknięte, nawet jeśli posty w nich zawarte spełniają owe warunki.
Aby w pełni uwolnić się od problemu, radziłbym podjąć równie zdecydowane czynności w innych sytuacjach, budzących przedmiotowo uzasadnione wątpliwości (zachęcanie, proszenie, pochwała itp.) oraz rozważyć, czy usunięcie tematów (z możliwym przeniesieniem, znajdujących się tam, wartościowych wiadomości), o których pisałem w drugim zdaniu
założenia pomocniczego, nie byłoby istotnie lepsze od ich zamykania.
Nie powinno się ograniczać przedmiotu dyskusji, ale sposób jej prowadzenia nie może naruszać zasad prawa autorskiego. Nie widzę powodów, by uznać, że wymiana zdań na temat jakiegoś nielegalnego serwisu internetowego byłaby sama w sobie zła (sprzeczna z prawem autorskim, czy prawem w ogóle), ale na dołączanie linków do takowego bądź reklamowanie go pozwolić nie powinniśmy.
Przyznam, że początkowo chciałem przeprowadzić mini referendum (w pełni demokratyczne, rzecz jasna), ale problem, jak pokazał ten wątek, jest oczywisty, rozwiązanie także. Reasumując metaforycznie, totalna czystka. Na pocieszenie dodam, że sam dokonałem podobnej reformy własnych postów w lipcu zeszłego roku (stąd ostatnie zdanie
tej wiadomości), a nie było łatwo – z powodu po pierwsze dużej ilości tekstu, a po drugie problemów z serwerem, które nie tylko mnie dały się wtedy we znaki.
To tylko zarys, ale przedstawiłem swoją propozycję, jak sądzę, dostatecznie wymownie. W tematach, które, zgodnie z moją sugestią, przeznaczone byłyby do usunięcia, znajduje się niemało cennych, z różnych względów, wiadomości. Byłoby wielką stratą nie zachować ich, dlatego proszę o wzmożoną rozwagę (tzn. warto edytować). Oczywiście nie musimy się spieszyć. Uważam jednak, że sensownym byłoby zdobyć się na trud tego rodzaju
globalnej przemiany z wielu drobnych powodów, które tworzą właściwe uzasadnienie: dostosowaliśmy się już dawno do wymogów TWDC (PL) i zostaliśmy zaakceptowani (!), całkowita uczciwość i zgodność z prawem (źródłowo: nasz spokój wewnętrzny) to warunki konieczne do dalszego istnienia, a z pewnością rozwoju (brak reakcji czy roszczeń względem DP! nie oznacza, że bieżący jej stan jest zadowalający), nie opłaca się ponosić kosztu skażonej aktywności (będąc
fair żyje się może mniej rozrywkowo lub spektakularnie, ale na o wiele wyższym poziomie mentalnym, no i wreszcie uczciwe), argument „niechybności” internetowej ekspansji to uleganie iluzji (cieszmy się kameralnością, na którą w pewnym sensie jesteśmy skazani; rozsądnie określona grupa docelowa serwisu pokroju DP! to zawsze garstka szczególnych ludzi, przynajmniej z tego powodu, że decydują oni się na uczestnictwo mimo i z uwagi na świadomość wielu pozostałych spraw, zainteresowanie którymi być może jest słuszniejsze, a z pewnością doradzane przez dobrotliwe babcie, rezolutne mamy i zdecydowanych ojców...) itd.
WDCmaniak napisał(a):Spora część administracji ma inne zajęcia i troska o forum nie jest priorytetem, można to jak najbardziej zrozumieć.
Należy to dobrze zrozumieć, a trudno to zrobić nie uwzględniając historii. DP! jako lista dyskusyjna to niezwykły ewenement, który łatwo można przeoczyć. W kilku osobach przez dużą część ich dzieciństwa kwitło oczarowanie Disneyem, przeradzające się, na miarę indywidualnych okoliczności, najpierw w głęboką fascynację, później systematyczne zainteresowanie, następnie podjęcie niezależnych działań, jak stworzenie i prowadzenie własnej witryny internetowej lub, na mniejszą skalę, aktywność (quasi) artystyczną, wreszcie owocujące powołaniem do istnienia forum wymiany myśli, w ramach dostępnych środków, by w końcu umilknąć mniej więcej w 2005 roku. I stało się to niezależnie od wieku tych osób, który wówczas dla każdej z nich był wyjątkowy, przypisany jak imię.
Utrzymanie regularnie aktualizowanego serwisu to wyzwanie i bardzo wyczerpująca praca. Zawsze będę pełen uznania dla tych, którzy tego dokonują, a zwłaszcza dla pionierów, jeszcze z
dawnego świata, takich właśnie jak lis, Arcer, Retlaw, Maciek! i inni. Jego przedmiotem jest, bądźmy świadomi, szczere, otwarte, wytrwałe i nieco naiwne zaangażowanie niepospolicie refleksyjnych dzieci, które ledwo przestały być społecznie nieme, ale jest ono niesamowicie treściwe, prawdopodobnie bardziej (intensywniej) niż ich teraźniejsze dzieła, praca. Myślę, że można mówić tu o predyspozycjach, które zarówno uzasadniają pełnione funkcje, jak i zapewniają stabilność. Wydawałoby się, że każdy może zajmować dane stanowisko, ale jest to wrażenie mylące. Każdy na swój sposób interpretuje rzeczywistość – dla kogoś dana rzecz stanowi nadmierne obciążenie psychiczne, dla innego jest w sam raz. Cieszmy się tym, co mamy.
lis napisał(a):(jeśliby stosować za punkt odniesienia posty Semmka, obawiam się, że wszyscy musielibyśmy stanąć w kącie i cierpliwie czekać na oświecenie)
Pozwól, że wykorzystam okazję, by kolejny raz spróbować wyjaśnić i podkreślić powody, dla których moja obecność tu ma charakterystyczną dla siebie postać. Oczywiście przywiązuję dużą wagę do formy, każde zdanie staram się budować z pietyzmem, ale ewentualny zachwyt czytelnika bogactwem zastosowanych przeze mnie środków jest celem co najwyżej drugorzędnym, natomiast ich literacka malowniczość czy trafność w doborze z założenia ograniczone (wykluczone) są jako czynniki niesprzyjające, a na DisneyPolsce!, po prostu, wątpliwie adekwatne. Staram się, aby moje skondensowane wystąpienia były zawsze uzasadnione - z początku, co swoją drogą intrygujące, miałem bardzo silną potrzebę napisania o tym, co wtedy uznawałem za konieczne do wypowiedzenia. Miało to też związek z pragnieniem zadośćuczynienia. Później wciągnąłem się nieco w tutejszą codzienność, a dzisiaj zabieram głos głównie po to, by się do czegoś przydać. Zawsze jednak towarzyszy mi, neoficka wręcz, zasada
dążenia do Prawdy. Zdumiewające, jak bardzo (i jak skutecznie) człowiek może sam sobie sugerować nieprzystające do rzeczywistości treści. Wpływ mojego osobistego imperatywu jest znaczący i widoczny – w poszukiwaniu
prawdziwej odpowiedzi język stanowi tylko narzędzie, na którym nadmierne skupianie się może zafałszować efekt refleksji, a nawet wyprowadzić na intelektualne manowce, dlatego pewną metodę jego użycia uznaję za niekorzystną. Ponadto z uwagi na intuicyjny sposób rozumienia słów i zwrotów oraz ich często metaforyczne znaczenie, uszczerbku doznaje powaga wypowiedzi, co ostatecznie zmusza do tego, by przestać o nią dbać (dla przykładu, co można wstępnie pomyśleć o człowieku, który zachowując kamienną twarzą twierdzi, że „dąży do prawdy”?). Nie wolno także zapominać, że wszelka tego rodzaju aktywność to próba wychwycenia i zgromadzenia argumentów – wyczerpujący i niepewny wysiłek, którego autentyczne podjęcie posiada wartość, jakiej utożsamienie ze znaczeniem jego efektów jest błędne (a tak łatwo krytykować szczere poświęcenie, lecz niezbyt owocne). Odrzucam także coś, co nazwałbym „korektą równoległą” - przestaję zastanawiać się nad stopniem dozowania szczerości, a niekiedy tak formułują myśli, że później dziwię się, spostrzegając różnice między metodą mojego pojmowania danej sprawy a tym, jak ją przedstawiłem. Niestety, wśród moich wypowiedzi występują i takie, których podstawą jest nieusprawiedliwiona (niemal celowa) nadinterpretacja, wymuszana (także na sobie) teza lub punkt widzenia itp. Ubolewam nad tymi, jakie, w pewnym sensie, były konieczne, pozostałych żałuję. Szczególnie dojmują mnie momenty dość bezrefleksyjnego zaangażowania (stanowiące, na szczęście, zdecydowaną mniejszość), nie mogę jednak zapominać, że to właśnie jemu w dużej mierze zawdzięczam znaczącą część tych postów, które należałoby, chyba, uznać za moje najbardziej udane (i, po części, całą resztę). Pewne zmartwienie sprawiają także momenty, w jakich zmuszony jestem wykazać się znajomością dziedziny obcej mi częściowo lub całkowicie; chętniej widziałoby się monolit kompetencji czy autorytetu, niż dynamiczne, nieustanne wprowadzanie kolejnych poprawek (czyli ciągłą niepewność). W odpowiedzi na to stanowczo podkreślam, że moje
próby (zestawy twierdzeń, interpretacje, propozycje etc.) nie znaczą więcej, niż znaczą, a zwłaszcza nie podają jedynego słusznego stanowiska. Mam nadzieję, że jest to widoczne.
Efekt tego wszystkiego każdy może zaobserwować i zrozumieć sam. Jestem usatysfakcjonowany uczciwością własnych wywodów, aczkolwiek... no, lisie, postraszyłeś mnie kiedyś Sigvaldem i od momentu w którym dowiedziałem się (upewniłem) kto to taki, cóż, od tamtego czasu, zapewne w ramach samoregulacji, porównuję się do niego. Tak, Mateuszu, to jest jedna z tych rzeczy, dzięki którym udało Ci się skutecznie wbić w rzeczywistość, przynajmniej tę moją. A może to jest niewysłowiona przysługa? W końcu inni mogą liczyć tylko na własne wyczucie, a ja zyskałem twardy punkt odniesienia. Myślę o tym w kategoriach starego, dobrego, przytulnego świata, w którym można się wszakże było szczerze zdziwić (co dzisiaj nie jest łatwe), ale jaki łączył w sobie baśń i realność w wizji spokojnej, otwartej oraz niezafałszowanej (pamiętajmy o tym!). Przyjemnie w myślach powrócić do niego, nawet jeśli to uproszczenie tylko niektórych fragmentów dawnego życia, jakie przysłaniają minioną, ale ciągle i zawsze tę samą, codzienność wyłącznie dlatego, że wspomnienia o nich są miłe. Istnieje wiele powodów, dla których powinniśmy uznać, iż jest to miejsce w umyśle i w rzeczywistości już na zawsze zamknięte, jednak te, ze znanej mi ich części, wydają się być powierzchownymi, kształtowanymi
ad hoc, nieszczerymi. Odnajduję argumenty, świadczące o fundamentalnej ciągłości indywidualnej egzystencji i rozwoju; wewnętrzny rozłam mentalny staje się pozorny, a chwile rzewnego rozpamiętywania okazują się być impulsem, sygnalizującym potrzebę dokonania niewypoczynkowej autorefleksji oraz podjęcia zdecydowanych działań, by żyjąc już poważnie krzywdzić siebie jak najmniej. Tamto miejsce jest wciąż w ludzkim zasięgu. Może powrót do niego to pewien, spoczywający na każdym człowieku, obowiązek. Oczywiście pierwotna pozostałaby radość, w przeciwieństwie do odpowiedzialnego wreszcie rozumu.
lis napisał(a):Poza tym mam na głowie dwie prace (zarobkową i magisterską), no.
Carpe deium, brother, carpe deium! 